Autorka: Dorota Woźniak-Rosadowska
27 maja 2020 roku w wieku 97 lat zmarła Helena Zemełka, zagórowianka, oddana mama babcia i prababcia. Urodziła się 12 października 1922 roku jako córka Józefy i Stefana Woźniaka. W czasach II wojny światowej wysłana do Niemiec do pracy w Bede Bor. Po wojnie podjęła pracę w Domu Książki w Zagórowie. Pracowała tam 30 lat.

Była niesamowitą skarbnicą wiedzy, ciekawą i zawsze uśmiechniętą osobą. Dokładnie 9 lat temu udzieliła mi wywiadu, opowiadając między innymi o swoim dzieciństwie, szkolnych przyjaźniach, o wspomnieniach związanych z koleżankami z klasy. Kiedy zaczęłyśmy rozmawiać wtedy Zagórowie, mówiła wielokrotnie o nim „mój ukochany Zagórów”. A mało kto wie, że mówiono o nim też również Hintenberg.
Pani Helena doskonale pamiętała także szkolne koleżanki Żydówki: Gucię Lajmer, Blankę Halberstat, Zofię (Zoję) Lis, Różę Kiwałę. Chodziły razem do klasy. Przyjaźniły się. Miały swoje plany, marzenia… Wojnę przeżyła jedynie Blanka, którą jak twierdziła nasza rozmówczyni, uratowało niemieckie nazwisko oraz to, że przyjaźniła się z Wandą Lajter. Blanka w czasach wojny opuściła jednak Zagórów. Przeglądając szkolne tablo pani Helena w kilku słowach opowiadała nam o każdej z nich. Opowiadała także jak wyglądał dawny Zagórów. Choć w 1940 roku wyjechała do pracy w Niemczech, doskonale pamięta jeszcze czasy przedwojenne.
Przez całe życie nasza rozmówczyni mieszkała na Berdychowie. Jej stary, rodzinny dom mieścił się na przeciwko tego, w którym w ostatnich latach mieszkała.
Do klasy pani Heleny uczęszczali Polacy, Niemcy i Żydzi.
Śmiałyśmy się czasem, bo moje koleżanki Żydówki były grzeczniejsze niż my. Nie raz nas strofowały, byśmy były grzeczne i grzecznie się zachowywały. Dziewczęta dobrze się uczyły. Choć wiadomo, na religię nie chodziły
mówiła Helena Zemełka. Pani Zemełkowa, co prawda w szkolnej ławce siedziała z Zofią Lis, jednak z dziewcząt najbardziej lubiły się z Gucią.

Gucia była moją najlepszą szkolną przyjaciółką. Oj, ile czasu razem spędziłyśmy… W szkole i po zajęciach. Jej rodzice prowadzili sklep z artykułami skórzanymi naprzeciw sklepu pani Wróblowej. Wielu mówiło, że w żydowskich sklepach był nieporządek, czego nie mogę powiedzieć o sklepie Guci. Być może dlatego, że na tamte czasy był to bardzo elegancki sklep. Po roku 1936 i słynnym zagórowskim bojkocie dało się wyczuć pewien dystans, jeśli chodzi o zakupy w żydowskich sklepach
wspominała. W 1936 roku w Zagórowie doszło do antysemickich zamieszek. Podczas targu tłum zaczął niszczyć stragany należące do żydowskich kupców i rabować ich towary. Sprawa znalazła swój finał na sali sądowej. Bojkot ekonomiczny trwał jednak nadal, zmuszając część Żydów do znacznego ograniczenia działalności gospodarczej.
Pamiętam bardzo wyraźnie ten dzień. To było przed Wielkanocą. Jarmark był duży. Co się wtedy działo? Poprzewracane stragany, bałagan, harmider. Nasza nauczycielka tuż po zamieszkach zabrała nas na targowisko, żebyśmy tam posprzątali. I musieliśmy to robić. Wiem, że było kilkoro zabitych, których chowano w niedzielę. Od tamtej pory obowiązywała zasada – „jeśli chcesz kupić coś od Żyda, rób to po kryjomu”. Po bojkocie mój krewny poszedł do żydowskiego sklepu, a potem w kościele ktoś żyletką pociął mu płaszcz. Taka ludzka złośliwość, tylko dlatego, że kupił u Żyda! Wszyscy wiedzieli, że u nich w sklepach było taniej, a co ważne Żydzi zawsze sobie pomagali.
A czy pamiętała powstawanie getta w Zagórowie?
Kto starszy tego nie pamięta? Żydzi musieli opuszczać swoje mieszkania. To były nasze ostatnie spotkania z dziewczętami, ponieważ i mnie wywieziono [ do Niemiec na roboty przymusowe – przyp.red ]. Pamiętam, jak do Zagórowa do słynnego zarządcy Disterhefta przyjechał bratanek. To on spotkał mnie pewnego dnia na ulicy i zdziwionym głosem spytał, co ja jeszcze tutaj robię? Tydzień później w Zagórowie już mnie nie było…
tłumaczyła. Trafiła do Bate Bor w Niemczech, gdzie przebywała wraz z bratem i innymi zagórowianami. W Niemczech wyszła za mąż za Polaka.
Tak przepracowałam prawie pięć lat. Nie było mi tam źle. Choć nie ukrywam, bardzo tęskniłam za rodzinnym domem. Wszyscy wiedzieli, że jesteśmy Polakami, ponieważ na ubraniach miałyśmy naszyte duże „P” – co oznaczało Polen. Przebywali z nami Rosjanie, Ukraińcy. Umiałam dobrze niemiecki i zawsze potrafiłam się dogadać. Wracając w 1945 roku do Polski widziałam bardzo zniszczony Berlin. Potem dotarliśmy do Szczecina, a stamtąd do Lądu i Zagórowa. Te wszystkie wspomnienia są we mnie bardzo żywe. Często wracam pamięcią do tamtych lat, choć dla niektórych były tak bolesne
dodała na koniec rozmowy.
Tuż po wojnie zaczęła pracować w Domu Książki w Zagórowie. Przepracowała tam ponad 30 lat. Przed długie lata mieszkała na zagórowskich Szubiankach. Pomimo sędziwego wieku cieszyła się zdrowiem, a każdego przybyłego gościa witała zawsze z prawdziwą serdecznością. Jej ciało na zagórowskim cmentarzu spoczęło w sobotę, 30 maja.
Rodzinie zmarłej składamy wyrazy współczucia.
DR.