Tadek miałby całe życie przed sobą – śmierć pokrzyżowała wszelkie plany

Łukasz Parus: Panie Tolku. Kim dla Pana jest Tadeusz „Jur” Jurkiewicz?

Antoni Jurkiewicz: Jeżeli chodzi o rodzinę, to jest młodszy brat mojego taty. Tata miał jeszcze starszego brata Kazia. Mam ich zdjęcie nawet. Razem było trzech braci i trzy siostry. Rodzina Jurkiewiczów zajmowała się, tak jak i później po wojnie, wytwarzaniem wyrobów mięsnych. Posiadali także sklep w Warszawie i tam w tym sklepie pracowała jedna i druga siostra mojego taty i siostra Tadeusza. Ten sklep mieli przed wojną, a po wojnie  już nie było tych domów…

Rodzina Jurkiewiczów. Tadeusz – najmłodszy – siedzi między rodzicami

Ł.P: Kiedy młody Jurkiewicz wyjechał do Warszawy? Przed wojną?

A.J: Nie, to było w czasie wojny. Tak samo mój tata, który też w czasie wojny wyjechał do Warszawy.

Ł.P: Czyli specjalnie, aby bronić ojczyzny? Tak?

A.J: Ach… Taki sens był, i  taki może nastrój, czy taka potrzeba, żeby tam coś zadziałać w tym kierunku dla wolności polskiej.

Ł.P: Czyli zryw patriotyczny?

A.J: Tak można by powiedzieć. Tego, gdzie on mieszkał, to dokładnie nie powiem, ale przypuszczam, że z siostrami. I tam rodzina Molskich, powiedzmy, że dużo znaczyła. Bo te siostry tam u nich mieszkały, tak samo jak brat.

Mój tata też tam do nich do Warszawy pojechał rowerem, co mu zajęło dobre dwa dni. To się wydaje bardzo  długo, ale w czasie wojny nie można był tak sobie wsiąść i tym rowerem jechać. Trzeba było uważać, żeby gdzieś nie wpaść, czy u kogoś  przenocować, czy coś takiego. Zatem to tak szybko nie szło. Teraz do młodych ludzi, to się wydaje dziwne, że rowerem jechał do Warszawy przez dwa dni… ale tak wtedy było.

Mój tata pojechał do Warszawy rowerem, by odwiedzić brata i siostry. Zajęło mu to dwa dni

Tadeusz uczestniczył w Powstaniu Warszawskim, chociaż długo to nie trwało, bo niestety został trafiony. Jak to się stało dokładnie? Myślę, że nigdy nie będziemy wiedzieć. Z tego, co ja wiem, to nie można już  tego ustalić. Wiadomo, że w czasie powstania znalazł się on w kanałach i tymi kanałami uciekał z innymi. Jednak nie udało mu się z tych kanałów wyjść i prawdopodobnie tam już został. Po prostu ślad wtedy po nim zaginął. Nawet nie mogli wtedy ustalić w jakim obszarze miasta. Dopiero po zakończeniu wojny była ekshumacja i  go zidentyfikowano po jakichś dokumentach.

AK – Pułk Baszta Mogiła T.Jurkiewicz – ps. JUR

Po prostu nie wizualnie, bo to już nie było możliwe. Tam były też jeszcze niejasności, bo było kilka osób o tym samym nazwisku. Na tablicy w Muzeum Powstania Warszawskiego można znaleźć jego nazwisko,  Nie zwróciłem tylko uwagi, czy jest tam wyszczególnionych tych kilka osób o tym samym nazwisku. Tego już dalej nie pamiętam.

Ł.P: Ile miał lat jak zginął?

A.J:  Jak się nie mylę to dziewiętnaście lat miał. Taki młody człowiek, mógłby sobie jeszcze pożyć…. Ale niestety… Chęć obrony, czy taka silna motywacja, że poświęcił swoje życie? Liczył pewnie na to, że się uda, ale jemu się nie udało… Jak wspominałem wcześniej mój tata też tam był, ale po zakończeniu powstania wyjechał. Właśnie mi się przypomniało wspomnienie mojego taty, jak wyjeżdżał z Warszawy. Na szczęście jemu się udało jakoś uciec. To wspomnienie dotyczy wszechobecnego dymu i specyficznego zapachu. Zawsze mi przekazywał, że straszny odór tam był. Mój tata, który zajmował się przetwórstwem mięsa mówił, że zepsute mięso zwierząt nie było tak okropne w zapachu, jak to ludzkie.. Otwierając te kanały, gdy podnoszono te dekle, to zapach od ludzi był taki, że można by „odjechać”. Niesamowity fetor! Na pewno ktoś jeszcze o tym powie, bo ludzie, co w powstaniach walczyli to go odczuwali. Zwierzęta tak nie śmierdziały. Takiego okropnego zapachu nie wydawały martwe zwierzęta, jak ciała ludzkie.  Z rodziny Molskich pochodziła moja babcia, czyli mama mojego taty i mama Tadeusza i stąd się wzięła ta koligacja nasza. A Nurkowscy to byli sąsiedzi Jurkiewiczów. Tam gdzie ja kiedyś mieszkałem na Kilińskiego to było po sąsiedzku. I to może taki zryw był też, bo to byli  młodzi ludzie i razem pojechali walczyć. A jeszcze tak z opowieści mojego taty pamiętam, że jak się wojna zaczęła to wszyscy chcieli uciekać do Warszawy. Sądzili, że Warszawy nie zbombardują i tam będą się czuli bezpiecznie, a się okazało, że było całkiem inaczej. Intencja Niemców była taka, żeby wszystko zburzyć, zniszczyć. Mój tata prawdopodobnie  miał się uczyć tam w Warszawie.  

Już miał, że tak powiem załatwioną szkołę. Jednak przed wyjazdem do tej szkoły się rozmyślił, a miał chodzić do podoficerskiej w Zegrzu.  I może dobrze, że się rozmyślił i nie pojechał, bo by razem z tymi chłopakami wyjechał na wschód prawdopodobnie. Po zakończeniu powstania to ludzi z Warszawy też wywożono pociągami. Ogólnie można powiedzieć, że były dwa kierunki. Praca w Niemczech, albo obozy. Na szczęście ciocia Zosia i ciocia Wanda dostały się do tych wagonów, co kierowali do pracy i  obydwie siostry wywieziono w okolice Drezna. To je uratowało, tam gdzieś pracowały i  dożyły sobie sędziwego wieku. A te osoby, których kierunkiem był obóz to już nie przeżyły tego.

Ł.P: A dlaczego tutaj nasza lokalna społeczność powinna pamiętać o Powstańcach Warszawskich rodem z Zagórowa Panie Tolku?

A.J: Dlaczego? Ponieważ nasze społeczeństwo nie jest duże i to sprawia, że nie jest trudno zapamiętać tych, którzy w jakiś sposób się tam zasłużyli, poświęcili swoje życie w obronie kraju. Kierowali się tym, że każdy z nich chciał  zadziałać przeciwko Niemcom. Społeczeństwo powinno to pamiętać, bo jeżeli będą pokolenia umierały, że tak powiem, no to umrze ta pamięć. Nie będą o tym wiedzieć, więc musimy to jakoś przekazywać tym młodym, aby oni  przekazywali to dalej, żeby to nie zginęło. Tak samo dobrze, że ta tablica jest umieszczona na szkole. To jest bardzo ważne, że każdy młody może sobie poczytać idąc do szkoły, kto to był, co to tam robił, jakie funkcje pełnił A to była formacja i do tego czas powojenny nie sprzyjał do ujawniania się kto działał w tej formacji. Były różne  represje, bo to nie było po drodze z innym ugrupowaniem i niestety ta pamięć może tak przycichła wtedy. Jednak od tego czasu sytuacja się zmieniła i można to teraz ujawnić, pokazać bardziej dokładnie. Jeśli chodzi o represję to pamiętam taką sytuację dotyczącą cioci Zosi, która prowadziła sklep w Zagórowie. Kiedy się władze dowiedziały, że ona szukała Tadeusza, brała udział w ekshumacjach, identyfikacji to wtedy zakazali sprzedaży w sklepie i musiała zlikwidować interes. Takie to były czasy. Znam ten fakt z opowieści mojego kuzyna Karola.

Czułem, że ktoś był, że rodzina jakaś moja walczyła  i tak z głębi serca cieszyłem się z tego. Cieszyłem się również  z tego, że mój tata tam pojechał. Lubimy, co roku gdzieś wyjeżdżać  i akurat tak się złożyło, żeśmy pojechaliśmy też do Warszawy zobaczyć Muzeum Powstania Warszawskiego, bo to świeży obiekt, który coś mógł pokazać. No i żeśmy oglądali i tak mówimy musimy zobaczyć tablicę, czy ten nasz wujek tam jest na niej. Był! Znalazł się w śród wielu innych! Dobrze, że teraz jest podjęta inicjatywa, żeby coś z tych resztek wiedzy pozbierać w całość. Coś może powstanie…? Może jeszcze coś się mi przypomni kiedyś..?

Spisała Julia Harmacińska, korekta: Joanna Kruczkowska

Wywiad przeprowadził Łukasz Parus we współpracy z Andrzejem Bernatem i Magdaleną Szeflińską.

Dodaj komentarz