ZZA MGŁY SŁOŃCE POWSTAŁO…

 ”..Z za mgły słońce powstało,
Wronka kracze na roli;
Nie wiem co mi się stało,
Coś mnie smuci, coś boli…”

Takim pięknym akcentem zakończyła się moja wizyta u Pani Janiny Brzegowej, która wyrecytowała wiersz Teofila Lenartowicza z 1855 roku pod tytułem „Wiochna”.

janina brzegowa recytuje
Janina Brzegowa recytuje wiersz T. Lenartowicza (klik)

Fenomenalna pamięć Pani Janiny, która pozwoliła recytować ten długi wiersz, przybliżyła również fakty i wydarzenia dotyczące celu mojej podróży do Zagórowa pewnej sierpniowej soboty 2018 roku. Podróży zupełnie niespodziewanej, której jeszcze parę tygodni wcześniej nie miałem w swoich planach, do miasteczka gdzie byłem ostatnio przejazdem 32 lata temu, do miasteczka, w którym niedawno odnalazłem dawno zaginioną rodzinę i paru nowych przyjaciół. Tą wizytą zamknęło się też po części jedno niewielkie koło historii, jako że się okazało, że moje i mojej najbliższej rodziny losowe ścieżki wielokrotnie się krzyżowały ze szlakami uczęszczanymi przez Panią Janine i jej krewnych przez ostatnie 100 lat a może i jeszcze wcześniej.

Rok 2003 nie obfitował w żadne nadzwyczajne wydarzenia, każdego dnia praca, dom i rodzina absorbowała cały mój wolny czas, więc możliwości jakichkolwiek studiów historycznych dotyczących moich przodków były bliskie zeru. W dodatku, do czego wstyd się przyznać, z wielu względów w tamtym czasie tego typu zainteresowanie leżały gdzieś na samym dole moich priorytetów. Pewnego jednak dnia, siedząc w swoim biurze i szukając czegoś w internecie, z niewiadomych już bliżej powodów, wystukałem hasło Zagórów i jedną z pierwszych stron,  jakie się wówczas pojawiły, była strona Fundacji Zagórowian Pro Memoria. Akurat w tym czasie Fundacja zbierała pieniądze na odbudowę Pomnika Niepodległości na Dużym Rynku w Zagórowie. Pierwotnie Pomnik Niepodległości został odsłonięty w 1936 roku dla upamiętnienia mieszkańców Ziemi Zagórowskiej poległych w walkach o wyzwolenie Polski oraz w wojnie z bolszewikami.     W 1939 r. został zniszczony przez hitlerowców i przez okres okupacji i komunistycznych rządów pomnik nie został odbudowany, aż w 2002 roku pojawiła się inicjatywa jego rekonstrukcji w przedwojennej formie z orłem na szczycie. Ta inicjatywa grupy mieszkańców Zagórowa zainteresowała mnie na tyle, że skontaktowałem się z ówczesnym Skarbnikiem Fundacji, nieżyjącym już Panem Mieczysławem Brzegiem i poprzez ten kontakt miałem zaszczyt wspomóc finansowo odbudowę pomnika, zostałem też uhonorowany powołaniem do Rady Patronów Fundacji i na koniec zaproszony na uroczyste odsłonięcie pomnika 11 listopada 2003 roku.Zaproszenie

Nie było mi niestety dane przybyć na tą uroczystość, ale ponieważ zacząłem się już bardziej poważnie interesować historią Zagórowa i jego mieszkańców, Pan Mieczysław przysłał mi do Kanady książkę Mariana Jareckiego „Peowiacy”, opisującą losy Polskiej Organizacji Wojskowej w Zagórowie, a w szczególności akcję „Barka” i tragiczne konsekwencje dla jej uczestników ( ta książka lata później odegra istotną rolę w poszukiwaniach moich zagórowskich korzeni ). Wraz z nią dostałem też piękny, odręcznie napisany list, w którym Pan Mieczysław mimochodem wspomniał, że Jego żona Janina z domu Kmieciak, chodziła do tej samej klasy szkoły podstawowej w Zagórowie co moja ciocia Władysława, córka mojego dziadka Jana Michalskiego, zagórowskiego szewca. I tak te wcześniej wspomniane ścieżki Kmieciaków i Michalskich się ze sobą spotkały. Nie pierwszy zresztą raz.

Brat Pani Janiny, Kazimierz Kmieciak, był dobrym kolegą mojego ojca, nic więc dziwnego, że zaraz po zakończeniu niemieckiej okupacji, wyjechali razem do Szczecina, gdzie zapisali się do Szkoły Rzemiosł Budowlanych, a po jej ukończeniu, do Technikum Elektrycznego. Kazimierz powrócił potem do Zagórowa, gdzie przez wiele lat prowadził firmę montującą instalacje elektryczne w budynkach, a Jan Franciszek Michalski pozostał już na stałe w Szczecinie, gdzie żyje do dziś. Sięgając dalej w przeszłość, do lat międzywojennych, jeszcze wyraźniej widać jak Kmieciakowie i Michalscy, choć nie związani rodzinnie, nie tylko krzyżowali swoje szlaki, ale wspólnie po nich chodzili. Jan Kmieciak, bojownik POW, uczestnik akcji „Barka”, zamordowany przez hitlerowców w 1939 roku i Jan Michalski, mój dziadek, byli bliskimi kolegami i przyjaciółmi. Pomagali sobie wzajemnie, dosłownie i w polu i w zagrodzie. Dziadek miał kawałek wynajętego pola nad Wartą, gdzie uprawiał kartofle, dorabiając sobie w ten sposób do swoich kiepskich szewskich zarobków. Jan Kmieciak miał konie i te dziadkowe pole co roku zaorywał, dostając pewnie w zamian trochę tych kartofli. Często spędzali wspólnie czas, z czego nawet zachowała się jedna fotografia, na której Jan Michalski, Jan Kmieciak i Jan Michalak paradują pewnej niedzieli przed zagórowskim kościołem.DziadekJan Kmieciak, Jan Michalak i Jan Michalski, rok 1938.

Cofając się dalej w czasie do roku 1918, ponownie losy tych dwóch rodzin prowadzą na ten sam szlak, tym razem bojowy. Jednym z członków Polskiej Organizacji Wojskowej w Zagórowie, w której czynny udział jak wiemy brał Jan Kmieciak, był Franciszek Michalski, ps. Leon, brat Jana, mojego dziadka. Był on jednym z bojowników, którzy 8 listopada 1918 roku zaatakowali barkę ze zrabowaną przez niemców żywnością i jedynym z tej grupy oprócz Romualda Brzega, którzy przeżyli okupację hitlerowską. Historia Franciszka „Leona” Michalskiego zasługuje na odrębny artykuł, jako że jego postać była osłonięta mgłą tajemnicy przez równe 100 lat, aż do mojej wizyty w Zagórowie w sierpniu 2018 roku. Wrócę do tego na pewno już niebawem.

10 sierpnia 1918 roku, na polecenie ówczesnego prezydenta USA Woodrow Wilsona powstała we Francji Pierwsza Armia Amerykańska pod dowództwem generała Johna Pershinga. We wrześniu 1918 roku, po miesiącach treningów i doświadczeniach późniejszych walk, armia generała Pershinga, składająca się z 500 tys. żołnierzy, wspomagana przez 100 tysięczną armię francuską, wyparło Niemców z przełęczy St. Mihiel w południowo-zachodniej Francji niedaleko Verdun. Było to pierwsze zwycięstwo Pierwszej Armii i pierwsza całkowicie przeprowadzona przez Stany Zjednoczone operacja I wojny światowej. W tej operacji wojska amerykańskie i francuskie poniosły relatywnie niewielkie straty, zginęło około 7,000 żołnierzy. Było zapewne wiele przyczyn na tak spektakularny sukces tej ofensywy, ale o jednym, bardzo mało znanym fakcie chciałbym wspomnieć. W związku z szybkim rozwojem lotnictwa pod koniec wojny w latach 1916-18, łatwiej było prowadzić rozpoznanie z powietrza, co dawało walczącym stronom wiele informacji o ruchach i pozycjach nieprzyjaciela. Aby się przed tym rozpoznaniem ukryć, zaczęła się rozwijać sztuka maskowania wojennego sprzętu. Powstały pierwsze oddziały wojskowe, specjalizujące się w tych zadaniach, głównie na szczeblu Batalionu, włączone w taktyczne formacje inżynieryjne. Jedną z nich, podlegającą pod dowództwo Pierwszej Armii, był 25 Pułk Inżynieryjny, składający się z 1,600 żołnierzy zabezpieczających potrzeby wojsk walczących na pierwszej linii frontu. W skład tego Pułku wchodził Batalion Maskowania, którego częścią była Kompania „F” licząca 6 oficerów i 250 żołnierzy. Kompania ta brała udział w operacji Meuse-Argonne, która rozpoczęła się 26 września a zakończyła 11 listopada 1918 roku. Była to najbardziej krwawa operacja w historii Pierwszej Armii, w której poległo 26 tys. żołnierzy amerykańskich a 96 tys. zostało rannych.

W dniu 8 listopada 1918 roku, w Operacji „Barka” w Zagórowie walczył o wolność i niepodległość Polski Jan Kmieciak, członek Polskiej Organizacji Wojskowej.
W tym samym dniu 8 listopada 1918 roku, w Operacji Meuse-Argonne we Francji walczył o wolność i wyzwolenie Europy brat Jana, Tadeusz Kmieciak, szeregowiec Kompanii „F”, Batalionu Maskowania, 25 Pułku Inżynieryjnego Pierwszej Armii Stanów Zjednoczonych.
Nie widzieli się od wielu lat. Dzieliło ich tylko 800 kilometrów. Połączyła ich walka o wspólny cel……….nigdy się ponownie nie spotkali.

Mapa

Życie nie było łatwe w Zagórowie na przełomie XIX i XX wieku. Wielodzietne rodziny miały bardzo ciężko aby dzieci wyżywić, nic więc dziwnego, że 30-40 procent umierało nie osiągając wieku kilku lat, głównie z niedożywienia i chorób tym spowodowanych. Nawet dzisiaj wystarczy się przejść po Zagórowskim cmentarzu żeby zobaczyć te stare i niejednokrotnie zapuszczone groby kilkuletnich dzieci z tego okresu. Jeśli jeszcze w dodatku przytrafiło się, że ktoś był również dodatkowo przez los pokrzywdzony, będąc kaleką, to cierpienia mogły być niewyobrażalne.Roman Kmieciak
Roman Kmieciak był niewidomy na prawe oko, dziś już nie dowiemy się, czy w wyniku choroby czy wypadku. Być może nie przeszkadzało mu to zbytnio w prostych pracach fizycznych w Zagórowie i okolicach, z czego mógł się jakoś utrzymać. Ale odkąd ze swoim bratem Tadeuszem zaczęli planować wyjazd za lepszym życiem do Ameryki, musieli wziąć pod uwagę, że amerykańskie służby graniczne, wykonując dyrektywy swojego rządu, nie wpuściliby kandydata na emigranta z wyraźnym kalectwem, chyba że jechał on do członka najbliższej rodziny, który już w USA mieszkał. Więc się rozdzielili, Tadeusz wyjechał pierwszy w 1905 roku, a Roman dołączył do niego dopiero po siedmiu latach. Przypłynął do Nowego Jorku z Rotterdamu 27-go sierpnia 1912 roku na statku s/s Noordam. W rejestrze pasażerów zostało zanotowane, że przypłyną do brata Tadeusza, mieszkającego w tym czasie pod adresem 4808 Ada Street w Chicago.

Ship Manifesto

Przez wiele lat, aż do przełomu lat 1930/40, pracował jako robotnik przeładunkowy w porcie w Chicago, potem zmienił pracę i już do końca swoich dni pracował w jednej z największych w tych czasach rzeźni Armour & Co, również w Chicago. Armour CoFirma zatrudniała około 7,000 pracowników na miejscu a razem z innymi oddziałami w różnych stanach, aż 50,000 pracowników. Była to nie tylko rzeźnia, ale także nowoczesny zakład, w którym mięso było przerabiane na wędliny, pakowane i rozsyłane do sklepów na całym kontynencie. Firma istniała do lat 1970-tych, ale produkcja rokrocznie malała głównie z powodu rozwijających się ruchów ochrony zwierząt, które domagały się ich bardziej ludzkiego traktowania, a niestety firma Armour & Co słynęła z niechlubnego procederu zabijania zwierząt w sposób coraz mniej akceptowany przez społeczeństwo. Została sprzedana za niewielkie pieniądze, a kupiła ja, co prawda nie wiadomo po co, firma autobusowa Greyhound, która przeniosła ją do Arizony i po krótkim czasie zamknęła. Roman nabył obywatelstwo amerykańskie w 1919 roku, i przez ponad 30 lat aż do śmierci, mieszkał z rodziną swojej siostry Józefiny w Chicago.

 

 

Umarł w młodym wieku 53 lat 3 listopada 1949 r. Nigdy nie odwiedził Polski, nie zostawił po sobie żadnej rodziny. Brat peowiaka Jana Kmieciaka pochowany jest w Polskiej dzielnicy Cook w Chicago a jego grobu niestety nie udało mi się odnaleźć.

Nigdy nie było łatwo emigrować ze swojego kraju, niezależnie od czasu i epoki. Nikt nie wiedział co go czeka w obcym kraju ani jak się potoczą ich życiowe losy. Wyjeżdżając z Polski czy to za chlebem 100 lat temu, czy z przymusu spowodowanego komunistycznymi prześladowaniami po zakończeniu II wojny światowej, nie można było mieć pewności, czy jeszcze będzie dane wrócić, odwiedzić, spotkać się z rodziną czy nawet tylko pooddychać tym powietrzem przez krótką chwilę. Doświadczyło tego wielu, którzy emigrację wybrali bądź byli do niej zmuszeni i ja jako jeden z tych setek tysięcy, rozumiem to doskonale, bo przeszedłem dokładnie tą samą drogę, jaką przeszli Zagórowscy Fiwkowie, Jasińscy, Michalscy, Marcjanowie, Kmieciakowie i wielu, wielu innych, których losy mam zamiar spisywać jak długo mi tylko sił wystarczy.

Józefina Kmieciak znalazła również swoją emigracyjną przystań w Chicago, dzięki wsparciu i pomocy swoich braci, Tadeusza i Romana. Najstarsza z trójki rodzeństwa, urodzona w 1889 roku w Zagórowie, wyszła za mąż 1 maja 1912 roku w Chicago za 6 lat starszego Łukasza Pietraszka z Wrąbczyna. Łukasz pracował jako palacz w kotłowni jednego z budynków urzędu miasta przez wiele lat, zmarł w Chicago 3 czerwca 1973 roku w wieku 89 lat. Dorobili się czterech synów (Gregory, Lee, Edward i John) i dwie córki (Clara i Helen), a przez ponad 20 lat mieszkali w małym domku przy 5127 Trumbull Avenue w Chicago.

Census
Fragment spisu powszechnego z 1940 roku.

Roman Kmieciak House

Dom stoi do dziś, mieszkał w nim też przez długie lata brat Józefiny, Roman. Jedyne z dzieci które się wykształciło to była Clara, która została nauczycielką w prywatnej szkole. Pozostałe rodzeństwo to robotnicy, pracowali w porcie przy przeładunkach i przy budowie dróg. Nikt z nich już nie żyje, ale pewnie pozostawili po sobie następne pokolenie Pietraszków, które może być już nawet nieświadome, że ich korzenie nadal siedzą głęboko we Wrąbczynie i Zagórowie.

Tadeusz Kmieciak powrócił do Chicago w maju 1919 roku, kiedy to zdemobilizowano 25 Pułk Inżynieryjny po krótkim pobycie we Francji po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Tak jak jego szwagier Łukasz (Luke) Pietraszek, pracował jako palacz w tym samym budynku urzedu miasta. Ożenił się z Sabiną (Sara) Dalowską, mieszkanką Chicago Polskiego pochodzenia, która już urodziła się w Ameryce w 1905 roku.

Tadeusz Kmieciak WWI card

Z karty rejestracyjnej Tadeusza do US Army wynika, że mieszkał pod adresem 5717 Sacramento Ave a pracował przy 176 Washington Blvd, oba adresy w Chicago w dzielnicy Cook. Dom w którym mieszkał już nie istnieje, cała ulica została przebudowana w latach 1970-80. Budynek urzędu miasta mieści teraz sklep i apartamenty.

Chicago City Hall

Z Sabiną miał Tadeusz syna, też Tadeusza, ale już z bardziej angielskim brzmieniem i zapisem – Thadeus – oraz córkę Sylvię.

Tadeusz Kmieciak Fam Tree

O Thadeusie niewiele się dowiedziałem, za to Sylvia wyszła za mąż za Stanley’a Szatkowskiego, z którym miała dwie córki i dwóch synów, wszyscy żyjący do dzisiaj. Jedna z córek jest znanym lekarzem i pracownikiem naukowym a jeden z synów prezenterem telewizyjnym. Ponieważ w trakcie pisania tego artykułu nie posiadam jeszcze ich zgody na opublikowanie nazwisk i szczegółów ich życia zawodowego i prywatnego, na razie niech to pozostanie na moim biurku.

Udało mi się odnaleźć grób Tadeusza Kmieciaka, pochowany jest oczywiście w Chicago.Tadeusz Kmieciak grave

Wyjeżdżając z Zagórowa po zakończonej wizycie u Pani Janiny, obiecałem Jej, że odnajdę dawno zaginionych członków jej rodziny i przywrócę ich do pamięci. Przez 100 lat ich losy były pokryte mgłą tajemnicy. Udało mi się jednak choć trochę światła na to sprowadzić.

Pani Janina
…..Zza mgły słońce powstało…..

English version „The Sun Has Risen From Behind The Fog

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s