Ta niebanalna historia mogłaby stać się kanwą całkiem niezłej powieści awanturniczej z wątkiem romantycznym, bowiem jest w niej wszystko, czego potrzebuje gatunek: przystojny bohater o tajemniczym rodowodzie, brawurowa ucieczka z jenieckiego obozu, nieustraszona panna, romantyczna miłość i sekret skrywany latami… Jednak to żadna fikcja, bowiem tak właśnie wyglądało życie Michała Fiodorowa, Rosjanina, który pojawił się i osiadł w miasteczku Zagórowie krótko po I wojnie światowej. Wspominały mi o Fiodorowie w osobistych rozmowach córka – Sabina Hercuń oraz znajoma – pani Halina Cieślewicz, pisał o nim w jednym ze swoich artykułów regionalista Marian Jarecki, zaś w książce „Bolszewicy pod Strzałkowem” tę historię utrwaliła Bogna Wojciechowska. Ja z kolei odwiedzam często znajdujący się na zagórowskim cmentarzu grób bohatera mojej dzisiejszej opowieści, by zapalić skromny znicz i podumać chwilę nad niezwykłością jego losów.
Nie da się dzisiaj odtworzyć życiorysu naszego bohatera, bazować mogę na informacjach podawanych przez Mariana Jareckiego i Bognę Wojciechowską. Zgodnie z nimi Michaił Fiodorow urodził się 6 stycznia 1894 roku koło Kazania, jako syn Anny i Filipa. Jego rodzice mieli być ponoć katolikami, jako katolika też go wychowali. Nie wiemy nic o rodzeństwie i wczesnych latach życia. Ponoć – jak dowiadujemy się dopiero od córki – jego rodzina była dobrze sytuowaną, szanowaną, a sam Michał ukończył studia wyższe. Mimo to w arkuszu ewidencyjnym Starostwa Powiatowego w Słupcy z 1924 roku ( dla obcokrajowców osiedlających się na ziemiach polskich ) napisał o sobie, że z zawodu jest robotnikiem fizycznym, wykształcenia jako takiego nie posiada – potrafi zaledwie czytać i pisać, narodowości jest rosyjskiej, a wyznania – prawosławnego. Oprócz języka rosyjskiego posługuje się dobrze tylko polskim. [1]
Fiodorow zamieszkał w Zagórowie. Mieszkańcy miasteczka niewiele więcej o panu Michale się dowiedzieli, poza tym, że z wzajemnością zakochał się w Polce, u której rodziców służył jako parobek i że był zawsze człek przyzwoity, choć z pochodzenia Rosjanin… W swoim przydomowym warsztacie blacharskim u zbiegu Małego Rynku i ulicy Kilińskiego wytrwale reperował garnki i rynny, a w widocznym miejscu eksponował puste ptasie gniazda.
Tak wspominała go pani Halina Cieślewiczowa:
Pan Fiodorow to był człowiek tak bardzo skryty, że nikt o nim nie wiedział, kim tak naprawdę był… Kiedyś zaniosłam mu do lutowania garnek i pytam: „Czemu ma pan tutaj tak dużo gniazd ptasich?”. A on mówi tak: „Proszę panią…jak ktoś nie może wrócić do własnego gniazda, to chociaż namiastkę [ w postaci ] tych ptasich gniazd zbiera!”. Wtedy nie rozumiałam, o czym on mówi…
Prawdziwy sens tej wypowiedzi pani Halina pojęła dopiero po śmierci pana Fiodorowa, kiedy to córka naszego bohatera, Sabina, zdradziła jej ukrywaną latami historię rodzinną: ponoć w żyłach Michała płynęła krew Romanowów, o czym opowiedział kiedyś w sekrecie swojej żonie, prosząc o dochowanie tajemnicy. Do swojej ojczyzny, Rosji, wyjechać nie mógł także jako zwolennik tzw. białych. [2] Jako że z obozu w Łężcu zbiegł, nie było go na oficjalnych listach więźniów zwolnionych z obozu. „Mateczka Rosja” nie ubiegała się więc o niego, a on sam doskonale przeczuwał, jaki los mógłby spotkać go po „repatriacji”. Dlatego poza zdradzeniem kilku szczegółów ze swego poprzedniego życia Michał Fiodorow nie chciał wracać w rozmowach do przeszłości, a swoje pochodzenie konsekwentnie ukrywał przed osobami spoza najbliższej rodziny.

Panią Sabinę Hercuń poznałam przed laty w zagórowskiej bibliotece. Ta elegancka starsza pani przyjechała do Zagórowa wraz z córką Krystyną i jej mężem; chciała znów odwiedzić grób swojego ojca, a przy okazji zajrzała do biblioteki, poszukując informacji o historii miasta. W trakcie tej wizyty podzieliła się ze mną opowieścią o ojcu, byłym białoarmiście, który po ucieczce z obozu w Łężcu osiadł w Zagórowie. [3]
Z rodzinnej opowieści wyłania się historia, od której ciężko się oderwać. Młody więzień obozu jenieckiego w Łężcu pod Strzałkowem ucieka z niewoli wraz z dwoma towarzyszami. Cudem udaje mu się przeżyć dramatyczną próbę oswobodzenia się z niewoli – ciężko ranny ukrywa się w lasach pod Zagórowem, w okolicach Długiej Górki. Wyczerpanego młodziana odnajduje przypadkiem w gęstych paprociach panna Urszula Ratajska, która wybrała się tego dnia na jagody. Dziewczynę chwyta za serce nie tylko uroda mężczyzny, lecz przede wszystkim – jego bezradność. Mimo że młody człowiek wyznaje jej, że jest uciekinierem z obozu, Urszula decyduje się mu pomóc. Opatruje mężczyźnie rany, dostarcza wodę i prowiant, a potem – przenosi do kryjówki w gospodarstwie rodziców, gdzie były jeniec ukrywa się skutecznie przed pościgiem przez kilka miesięcy. Dzięki troskliwej opiece Michał powraca do zdrowia. Między młodymi rodzi się uczucie, a Urszula decyduje się przedstawić rodzicom swojego wybranka podczas wieczerzy wigilijnej i wyznać prawdę. Sąsiedzi zauważają, że jakoś wkrótce po Bożym Narodzeniu Ratajscy zatrudniają nowego parobka. Skąd się wziął ten młody, przystojny mężczyzna, który na dodatek wkrótce poprosi o rękę panny Urszuli? Kiedy ciekawscy dopytywali o pochodzenie Michała, Urszula zbywała ich żartem, że znalazła go kiedyś w paprociach.
Pani Sabina Hercuń, córka Michała tak mówi o decyzji o ślubie rodziców:
Moja mama w młodości często martwiła się, że szpecące znamię na policzku pozbawi ją szans na zamążpójście. Tymczasem ojciec na nie nie zważał – z wdzięczności za ocalenie życia obiecał się z mamą ożenić i słowa dotrzymał.
Małżeństwo zaś było całkiem udane i zgodne, bo Fiodorowom urodziła się piątka wspaniałych dzieci: córki – Maria, Sabina, Zofia, Wanda oraz syn Mieczysław. Ten Mieciu przyjaźnił się z rodziną Cieślewiczów i był świadkiem na ślubie pani Haliny i jej męża, Jana.
Sam Michał Fiodorow żywsze kontakty towarzyskie utrzymywał z nauczycielami szkoły handlowej w Słupcy, z którymi namiętnie grywał w szachy. Przed Zagórowianami ukrywał swoje wykształcenie i szerokie horyzonty, nie chciał się ujawniać ze swoim pochodzeniem, zwłaszcza w dwudziestoleciu międzywojennym, a potem w czasie okupacji… Nawet po II wojnie światowej Fiodorow nie mówił o swojej przeszłości jako białogwardzisty, a współmieszkańcom przedstawiał się jako były parobek i prosty robotnik. Nie do końca wiadomo, kiedy i jak znalazł się w obozie jenieckim w Łężcu. Zbiegł z niego prawdopodobnie w 1918 roku, a dopiero w 1924 roku dokonał rejestracji w Starostwie Powiatowym w Słupcy jako „obcopoddany”, w stanie kawalerskim. Związek z Urszulą zalegalizowali dopiero po II wojnie światowej.
Spokojny, uprzejmy, rzetelny blacharz, dobry piłkarz – cieszył się sympatią i poważaniem w lokalnym środowisku. Zmarł 16 maja 1978 roku – w 16 lat po śmierci Urszuli, która kilkadziesiąt lat wcześniej ocaliła go od śmierci i którą pokochał za jej szlachetne, nieulękłe serce…
Autorka: Katarzyna Połom
Przypisy:
- Arkusz z akt Starostwa Powiatowego w Słupcy można obejrzeć w Archiwum Państwowym w Koninie, teczka 162, karta 420.
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Biali_(Rosja)
- W trakcie spotkania sprezentowałam pani Sabinie album miasta Zagórowa, później korespondowałyśmy przez ponad rok, aż do śmierci pani Sabiny w 2016 roku.
Źródła:
- Jarecki M. , W paprociach znalazła męża, Gazeta Słupecka.
- Wojciechowska B. , Bolszewicy pod Strzałkowem, Poznań 2001.
- Bojarski P., To nie był anty-Katyń, https://kulturaupodstaw.pl/to-nie-byl-anty-katyn-oboz-w-strzalkowie-piotr-bojarski/ [ dostęp z 6.01. 2022, godz. 20:00 ]