Ks. Ślisiński: ocalony Niemiec uchronił go przed Dachau

        Lambert Ślisiński przychodzi na świat w 1897 r.  w Pabianicach. Po ukończeniu szkoły powszechnej kształci się w Liceum Biskupim we Włocławku. Wkrótce zostaje studentem  Seminarium Duchownego i wikariuszem w Łasku, wsi w województwie zachodniopomorskim,  ale to nie jest koniec jego edukacji, gdyż  rozpoczyna studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i studiuje filologię klasyczną. Pełni również funkcje kapelana więziennego, prefekta szkół powszechnych oraz  uczy języka łacińskiego w  Liceum im. Piusa X i Liceum Jana Długosza we Włocławku. Niebawem obejmuje probostwa w Bobrownikach, w Kujawsko-Pomorskiem,  a później w 1937 r. w Sompolnie. Parafią Sompolno zarządza  do 1940 r.   

Dzieci niemieckich osadników nie były winny wojnie Hitlera…

       Gdy hitlerowcy wkraczają do Polski, rozpoczyna się „czas apokalipsy spełnionej”. Proboszcz Ślisiński cały czas stoi na straży wiary i wypełnia posługi wobec wiernych. Spacerując po Sompolnie, rozdaje cukierki dzieciom polskim i niemieckim. Czy niemieckie dzieci mają coś wspólnego z chorą polityką Hitlera i należy je winić za podbój Polski? 

      W 1939 r. polscy żołnierze posądzają o szpiegostwo niemieckiego osadnika Schaftscheindera i planują go rozstrzelać. Do egzekucji nie dopuszcza prałat Ślisiński, który poświadcza niewinność Niemca. Postawa księdza zyskuje uznanie wśród parafian. Taki oto zapis widnieje w kronice parafialnej Sompolna: Najechana przez hordy niemieckie Polska stała się widownią straszliwych zniszczeń i okrucieństw. Nie ominęły te okrucieństwa i Sompolna. Pastwiono się zrazu nad pojedynczymi parafianami, wyłapywano Polaków do robót, zagarnięto Żydów, których zagazowano pod Chełmnem. Wiele potrzeba było taktu i roztropności ze strony ks. Kanonika Ślisińskiego, aby zachować kościół, ludność i siebie od prześladowań niemieckich. Nie zawsze się to jednak udawało.

    Wiosną 1940 r. okupanci wyrzucają proboszcza Ślisińskiego z plebanii, ale zezwalają mu na mieszkanie  w domu parafialnym. 15 sierpnia 1941 r. ograbiają sompoleński kościół i zamykają jego bramy. 6 października tego samego roku wywożą duchownych, wśród nich ks. Ślisińskiego, do Lądu nad Wartą. W pocysterskim klasztorze naziści organizują przejściowy obóz dla 152 księży i zakonników. Później transportują ich do obozu zagłady w Dachau. Prałatowi  Ślisińskiemu  udaje się przeżyć.  Zawdzięcza to sompoleńskim władzom i lokalnym Niemcom, a w szczególności uratowanemu Schaftscheinderowi, który pisze w sprawie uwolnienia proboszcza do Berlina. Interweniują także kobiety z Koła.  Jadą  na posterunek gestapo i błagają o wypuszczenie  księdza. Działania i prośby przynoszą skutek.

Pomówienia o działalność proniemiecką

      Kanonik  Lambert Ślisiński zostaje przeniesiony do powiatu kolskiego i uzyskuje-co jest dość trudne do zrozumienia, gdyż Niemcy zamykali kościoły i mordowali księży- możliwość wykonywania obowiązków duszpasterskich. Niektórzy złośliwi interpretują tę sytuację jako współpracę duchownego z gestapo. Nie ma jednak na to żadnych dowodów. Parafianie  nie wierzą w pomówienia i stoją murem za Ślisińskim. 

„Wprost nadludzką rozwinął Ks. Ślisiński pracę spiesząc z posługami duchownymi…”

      W latach 1941-1944, będących apogeum wojny, prałat aktywnie pracuje na rzecz parafii Dąbie. Jego poprzednicy, proboszczowie Mateusz Grabowski  i Leon Surmacki, zostają aresztowani. W 1941 r. hitlerowcy w wielkiej tajemnicy budują w niedalekim Chełmnie pierwszy obóz zagłady, w którym mają eksterminować ludność żydowską z Krainy Warty. Ich diaboliczny plan niestety się udaje. W fabryce śmierci ginie ok. 300 tys. ludzi. Oprócz tego w ojczyźnie dochodzi do represji i masowych wysiedleń. Działalność duszpasterska w tym nieludzkim czasie jest bardzo trudna i ryzykowna. Ks. Ślisiński pomimo wojny nie rezygnuje z wykonywania obowiązków, a nawet można sądzić, że przejawia niebywałą aktywność: odprawia msze, udziela sakramentów (chrztu, komunii, ślubów) i codziennie przemierza wiele kilometrów pieszo, furmanką czy  koleją wąskotorową (niekiedy chowając się przed okupantem), służąc ludziom i narażając życie. Jak wynika z dokumentacji, chrzci na terenie powiatu kolskiego, w ciągu 4 lat, 4000 dzieci. W kronice parafialnej znajduje się następujący wpis: Wprost nadludzką rozwinął Ks. Ślisiński pracę spiesząc z posługami duchownymi nie tylko do parafian w Sompolnie, ale też i w całym Kolskim powiecie. Nieraz ukrywany przez kolejarzy w parowozie lub towarowych wagonach, lub najlichszą furmanką, lub często piechotą, i w dzień i w nocy, podążał ten gorliwy kapłan do potrzebujących posługi, wielokrotnie z narażeniem się na niebezpieczeństwo.

      Kapłan przeżył hitlerowską okupację. Po wojnie uczył religii w Synogaci i Zakrzewku, wsiach w powiecie konińskim. Do wiejskich szkół jeździł 2 razy w tygodniu lub chodził piechotą.  Za jego działalności prężnie rozwijał się w parafii oddział Caritas. 

Jak zapamiętali proboszcza  ks. Lamberta Ślisińskiego parafianie z gminy Zagórów?

     W 1950 r. władze kościelne przenoszą kanonika Ślisińskiego do Zagórowa. Pełni tu funkcję proboszcza do 1967 r., po czym udaje się na zasłużoną emeryturę.

Zdjęcie przedstawia grupę wiernych zgromadzonych na procesji, na pierwszym planie klęczą dziewczynki z koszyczkami pełnymi kwiatów, później siedzą księża, za nimi - tłum ludzi w odświętnych strojach. Pośrodku - sztandar.
Procesja w Zagórowie, lata 50-te. Ks. Ślisiński siedzi wraz z innymi duchownymi, jako trzeci od prawej – tuż przed stojącymi siostrami zakonnymi. Fotografia pochodzi z archiwum Andrzeja Bernata.

Antoni Hałasiński, emerytowany dyrektor Szkoły Podstawowej w  Zagórowie, zagórowianin:

Ks. Ślisiński był  ideowym kapłanem, wrażliwym na krzywdę ludzi, otwartym, zainteresowanym życiem parafian, bardzo życzliwym i skromnym. Przypuszczam, że on nawet wstydziłby się bogactwa… Przypominam sobie, że chodził pieszo do Olchowa uczyć religii. Poglądy miał  wyraźnie antykomunistyczne. Kiedy władza zabroniła przemarszu procesji dotychczasową trasą, prałat Ślisiński wytyczył  inną, okrężną drogę dla pochodu. Ostro krytykował tamten system polityczny.

Dominika Wawrzyniak, członkini koła różańcowego,  mieszkanka Drzewiec:

O księdzu Ślisińskim mogę powiedzieć tylko dobre słowa. Na pewno nie uwierzę w to, że współpracował w czasie wojny z hitlerowcami. Był to kapłan z powołania, nie dbający o dobra materialne tylko o parafian. Gdy chodził po kolędzie i odwiedzał biedne rodziny, to dawał im pieniądze, które wcześniej otrzymał. Jak to się mówi: od jednego dostał, a drugiemu dał. Pamiętam, że przychodził do mojej ciotki Biernackiej, mieszkającej w  Olchowie,  na maślankę i krychane kartofle. Przeprowadzaliśmy go przez kładkę, gdyż nie było poręczy, żeby się przytrzymać… Mieszkałam niegdyś w Oleśnicy. Ks. Ślisiński przyjechał wozem do chorej z komunią. Przywiózł go woźnica. Kiedy ściągnął palto, okazało się, że jest  podarte i zniszczone. Zagadałam go wówczas, że  mieszkając w naszej parafii powinien mieć nowe palto. Odparł, że jest bardzo oszczędny. Nadmienił także, że pomaga mu finansowo brat… Dowiedzieliśmy się później od woźnicy, że ksiądz rozmawiał z nim dopiero w drodze powrotnej od chorego. Wcześniej wiózł Pana Jezusa i się nie odzywał. Jak później odparł woźnicy: nie wypadało mówić w obecności Pana Jezusa. Kazania wygłaszał od serca. Jedyną przywarą, którą wytykano  prałatowi była nieumiejętność zarządzania plebanią. Jego bardziej interesowała spowiedź, posługa kapłańska, niż administrowanie parafialnymi obiektami. Wydzierżawił pomieszczenia w Domu Ludowym i niektórzy go za to krytykowali… Poza tym miał bardzo słaby wzrok. Gdy odchodził na emeryturę, ledwo widział. Byłam na jego pogrzebie. Żegnało go bardzo wielu ludzi, m.in. władze Sompolna. Ciepło wspominam ks. Ślisińskiego.

Grzegorz Nowicki, malarz z Zagórowa:

Gdy ks. Ślisiński piastował w Zagórowie funkcję proboszcza, byłem kilkuletnim chłopcem. Służyłem wówczas do mszy. Jako ministrant  zapamiętałem dwie sytuacje związane z prałatem. Pierwsza jest nieco humorystyczna, tzn. ksiądz siedząc godzinami w konfesjonale i spowiadając wiernych, nacierał sobie uszy i nos, aby się ogrzać. Drugi obraz dotyczy kazań ks. Ślisińskiego. Często w przemówieniach z widoczną złością wypowiadał się na temat Hitlera i obozów koncentracyjnych. Był wściekły. Kazania kończył modlitwą za ofiary II wojny światowej… Ponadto całymi dniami przesiadywał w kościele. Spowiadał i rozmawiał z parafianami.  Lubił być blisko ludzi.

Teresa Wilczyńska, zagórowianka, mieszka w pobliżu plebanii:

To był wspaniały ksiądz i proboszcz. Zawsze miał w kieszeniach cukierki, którymi częstował dzieci. Posiadał  taki szacunek do drugiego człowieka, że pierwszy się nisko kłaniał i ściągał nakrycie głowy. Emanowała z niego pobożność i dobroć.

     Mieszkańcy Sompolna i Dąbia pamiętają o wybitnym i zasłużonym księdzu.

Po przejściu na emeryturę przeprowadza  się do Szadka, miasta w województwie łódzkim. Umiera w Ciechocinku w 1977 r.  Zgodnie z życzeniem zostaje pochowany na cmentarzu w Sompolnie.

6 grudnia 2007 r. władze Sompolna  nadały ks. Lambertowi Ślisińskiemu tytuł Zasłużonego dla Miasta i Gminy Sompolno. 19 lipca 2009 r. w kościele parafialnym w Dąbiu odbyło się  poświęcenie tablicy upamiętniającej kanonika Lamberta Ślisińśkiego i jego posługę kapłańską w czasie II wojny światowej. Tablicę przytwierdzono do ściany budynku, w którym prałat Ślisiński odprawiał msze i udzielał sakramentów.

Tablica w Dąbiu na cześć ks. Lamberta Ślisińskiego.
Źródło: www.gminadabie.pl.

                                                                                                                                        Łukasz Parus

Źródła internetowe:

  1. http://www.gminadabie.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&menu=422&strona=1&sub=460&subsub=394&subsubsub=418
  2. https://zbioryspoleczne.pl/dokumenty/PL_2006_001_0002_0014

Dodaj komentarz